W tym dość krótkim wpisie chciałabym przedstawić zwięźle dwie atrakcje turystyczne Palermo, które owszem, są dość popularne, ale zdecydowanie nie tak, jak te, o których opowiedziałam wam poprzednim razem. Uważam jednak, że trzeba je zobaczyć. Co więcej, są od siebie totalnie odmienne, ale jednocześnie, w pewnym metaforycznym znaczeniu, stanowią nawzajem świetne uzupełnienie. Dziś opowiem wam najpierw o miejscu pełnym kolorów i życia – życia, które cyklicznie się odradza, a potem przejdę do jego przeciwieństwa – śmierci. Ale śmierci nie ostatecznej, bo poniekąd zatrzymanej w czasie.
Orto Botanico di Palermo
Czyli Ogród Botaniczny Palermo – chyba już rozwiałam wszelkie wątpliwości dotyczące życia i kolorów. A jeśli nie, to zerknijcie na poniższe zdjęcia, aby nacieszyć się naturą (szczególnie teraz, gdy krajobraz za oknem staje się coraz bardziej jesienny).
Ogród Botaniczny jest ściśle powiązany z Uniwersytetem w Palermo i stanowi instytucję badawczą Wydziału Botaniki.
Dlaczego warto się tutaj wybrać?
A choćby dlatego, że to jeden z najstarszych ogrodów botanicznych nie tylko we Włoszech, ale też w całej Europie. Powstał w 1795 roku i na samym początku hodowano w nim tylko zioła lecznicze. Dziś, na około 10 hektarach powierzchni, znajdziecie ponad 12 tysięcy gatunków roślin z całego świata, również te egzotyczne. Spacer po ogrodzie to czysta przyjemność – otacza was:
piękna zieleń,
szklarnie pełne kaktusów i innych roślin,
fontanny, oczka wodne, rzeźby, a nawet neoklasycystyczne budynki wypełnione księgami czy płaskorzeźbami.
Wśród licznych bananowców, palm, magnolii i paproci na szczególną uwagę zasługuje ogromny figowiec wielkolistny (Macrophylla Ficus), którego zdjęcia zamieszczam poniżej. Należy on do rodziny roślin wiecznie zielonych, a więc takich, które, ze względu na całoroczny przyrost liści i powolne gubienie tych starych, pozostają zawsze pełne wigoru i…cóż, jak sama nazwa wskazuje, zielone. Figowca giganta sprowadzono do Ogrodu Botanicznego z Australii w 1845 roku – oczywiście wtedy jeszcze nie miał takich gabarytów jak dziś. Ten zjawiskowy dar Matki Natury stanowi jednak niebezpieczeństwo dla pozostałych okazów – jego korzenie owijają się wokół nich i hamują ich wzrost. Z tego powodu w pobliżu ogromnego figowca nie zobaczycie zbyt wielu roślin, co tylko dopełnia jego wizerunku prawdziwego drapieżcy.
Wycieczka po ogrodzie trwa około 2 godzin, w zależności od tego, jak bardzo kochacie świat flory 😉 Jedno jest jednak pewne – figowiec olbrzym nie jest jedynym lokalnym drapieżcą, a rośliny w jego sąsiedztwie nie są jedynymi okazami narażonymi na niebezpieczeństwo. Na was będzie czyhała chmara komarów. Warto więc przyjść do Ogrodu Botanicznego z repelentem. Wierzcie mi, wiem, co mówię – ja zlekceważyłam zagrożenie i wyszłam z ogrodu cała w bąblach.
Catacombe dei Cappuccini
Przechodzimy do mroczniejszej atrakcji, a mianowicie do Katakumb Kapucynów – fascynującego miejsca, które poleciła mi wspaniała fotografka Joanna Walasek. Z Aśką zwiedziłam kilka miejsc w Palermo i muszę przyznać, że jest świetną przewodniczką. A nawet opowiedziała mi o mieście więcej niż wszyscy Palermitańczycy razem wzięci!
Katakumby znajdują się zaledwie 20 minut na piechotę od Porta Nuova. Można tam dojechać również autobusem, ale, znając efektywność komunikacji miejskiej w Palermo, szybciej dotrzecie o sile własnych mięśni. Ja tak właśnie zrobiłam, a jeśli martwi was spacer w upale, to w katakumbach czeka na was nagroda w postaci kojącego chłodu.
Sama wizyta w katakumbach nie trwa zbyt długo (ok. 30-45 minut) i kosztuje jedyne 3 EUR. W środku znajdziecie około 8 tysięcy mumii zarówno braci Kapucynów, jak i bogatych osób świeckich, które z czasem zaczęły interesować się tego typu pochówkiem. Głównie ze względu na opinię, że sąsiedztwo zakonników przydawało świętości. Pierwszego pochówku dokonano tutaj w XVI wieku, a najmłodszą zmumifikowaną osobą była Rosalia Lombardo, dwuletnia dziewczynka, której ciało złożono w katakumbach w latach 20. XX wieku.
Bracia Kapucyni opracowali bardzo skuteczny proces mumifikacji. Rozpoczynali go od balsamizacji zwłok, które następnie umieszczali w pomieszczeniu, w którym panowały specjalne warunki, umożliwiające ich wysuszenie. Spoczywały tam przez ok. 8-10 miesięcy, po czym myto je octem i ponownie suszono. W kolejnym etapie bracia wypychali jamy ciała słomą i ubierali je w oficjalny strój. Co ciekawe, na odzieży często widniały atrybuty, takie jak klepsydry przypominające o upływie czasu, czy uroborosy – węże pożerające własne ogony oraz symbolizujące cykl narodzin i śmierci. Rodziny mogły odwiedzać zmarłych, a nawet stroić ich co jakiś czas w nowe kreacje. Na koniec każdemu przydzielano miejsce zgodnie z jego statusem społecznym, płcią, wiekiem i wykonywanym za życia zawodem. W Katakumbach spoczywają lekarze, artyści, mnisi, wojskowi, władcy, czy lokalna arystokracja. Część ciał była składana tradycyjnie w trumnach. Jednak o swego rodzaju dreszczyk emocji przyprawiają zmarli przytwierdzeni do ścian, w poszarpanych ubraniach i, niejako, dybiący z góry na odwiedzających.
Czy polecam to miejsce?
Zdecydowanie tak. Na mapie Palermo stanowi ono nietuzinkową atrakcję turystyczną. Taką, której nie spotkacie w każdym mieście – w przeciwieństwie do wielkich kościołów, majestatycznych budynków, pałaców czy obrazów. Jeśli szukacie czegoś nieco poza utartym szlakiem, wybierzcie się właśnie tutaj. Oglądając zmumifikowane ciała, doznacie nowych wrażeń. Może niekoniecznie radosnych, ale właśnie takich, które dają do myślenia – o naszym życiu, o śmierci. Ale przede wszystkim o ludziach, którzy zostali tam pochowani. Co robili za życia, czy byli szczęśliwi i spełnieni, w jaki sposób śmierć zabrała ich z tego świata? Jedną z osób, przy których zatrzymujemy się na nieco dłużej, jest z pewnością Rosalia Lombardo, najmłodsza ze wszystkich mumii. Jej świetnie zachowane zwłoki doskonale pokazują talent braci Kapucynów. I jednocześnie wywołują lekkie przerażenie na myśl, że tak mała istota spoczywa tutaj na wieczność.