Po bardzo krótkim pobycie w Tropei spakowałam manatki i ruszyłam dalej – do wspaniałego, pełnego kontrastów i życia Neapolu. Boję się stwierdzenia, że znajdziecie tutaj kwintesencję Italii, choć trochę ciśnie mi się to na usta, właśnie ze względu na występujące w mieście przeciwieństwa. Bo takie są Włochy – różnorodne pod względem dziedzictwa kulturowego, języka, mentalności, ludzkich zachowań, kuchni, przyrody. Najwyraźniej te różnice zarysowują się między „biednym” południem i „bogatą” północą, a w Neapolu są one widoczne na poziomie jego dzielnic.
Napoli Centrale wita podróżnych
Neapol wita podróżnych najbardziej hałaśliwą i niespokojną dzielnicą – okolicami dworca głównego (Napoli Centrale). Po wyjściu z pociągu od razu poczułam, że jestem w innym świecie. Wcześniej wydawało mi się, że Palermo potrafi być głośne i pełne południowego temperamentu. Neapol bije je na głowę.
Zacznijmy od tego, że sam dworzec jest przepełniony, ludzie biegają po nim w chaosie, ktoś obok się kłóci, inna osoba czeka godzinami na podłodze na swój spóźniony o parę godzin pociąg (w końcu we Włoszech to całkiem normalne, zresztą i my, Polacy, jesteśmy do tego przyzwyczajeni). Wychodząc z dworca pilnuj swojego portfela, telefonu i w ogóle wszystkich cennych rzeczy, nie zapominając o własnej skórze, bo jakiś wariat tylko czyha, aby przejechać na czerwonym nie patrząc na związane z tym konsekwencje.
Pilnuj się – tak z głową. Nie bój się – wszędzie mogą Cię okraść, czy zaczepiać w nieprzyjemny sposób, ale w Neapolu miej się na baczności i powiedzą Ci to też mieszkańcy tego miasta.
Moje pierwsze lokum – dzielnica San Giuseppe
Miałam spać w małym B&B (Robby’s House Bed&Breakfast) w dzielnicy San Giuseppe, 15 minut na piechotę od dworca. Tylko przez dwie noce, aby się zaaklimatyzować. Wyszło tanio, chciałam też poświęcić trochę czasu na pisanie bloga – w końcu!
Z telefonem w dłoni i włączoną nawigacją ruszyłam przed siebie.
Muszę przyznać, że ruch nie budzi we mnie tyle niepokoju co jego brak. Przechodzisz przez miasto, które pędzi – ok, podświadomie buduje to stres, ale to normalne. Najbardziej się dziwisz, gdy pośród tego zgiełku widzisz ludzi siedzących na murku, nic nie robiących, tylko gapiących się na Ciebie. I nie chodzi o pojedyncze osoby, a o całe grupy, które zawieszają na Tobie sępi wzrok. Stłoczeni jeden obok drugiego wodzą za Tobą. Zadajesz sobie pytanie, dlaczego spędzają wolny czas właśnie w taki sposób? A może to ich praca i zaraz jeden Cię zaczepi, a drugi ukradkiem wyciągnie Ci portfel z kieszeni? Czujesz się trochę dziwnie, ale idziesz dalej. W końcu 15 kilo na plecach to nie przelewki i chcesz jak najszybciej dotrzeć do celu, aby zrzucić ten balast ze zmęczonych podróżą ramion.
Nikt jednak Cię nie zaczepił, nikt nawet słowem się nie odezwał. Okazuje się, że scenariusze układają się same w Twojej bujnej wyobraźni, a ona potrafi płatać figle.
Można debatować nad bezpieczeństwem centrum miasta, ale jedno jest pewne – jest ono głośne. Nie tylko ludzie zachowują się gwarnie, ale też ulicami jeździ mnóstwo skuterów i samochodów nie oszczędzających klaksonów. Miłośnicy ciszy się tutaj nie odnajdą, a już na pewno nie zasną, bo Neapol nigdy nie kładzie się do łóżka po zmierzchu.
Kawałek luksusu w Vomero
Totalnym przeciwieństwem hałaśliwego centrum jest dzielnica Vomero, gdzie przyszło mi się zatrzymać na parę dni. Spokojna, czysta, mówi się, że zamieszkiwana przez zamożniejszych obywateli. Tutaj też odnalazłam najlepszą pizzę w Neapolu, ale o tym potem. Na jedzenie muszę poświęcić osobny artykuł, bo w Neapolu SIĘ JE. I to tak na poważnie i do pełna, nie pozostawiając nawet milimetra kwadratowego wolnej przestrzeni w żołądku.
Tak więc Vomero – klasa, szyk i styl. Mniej pośpiechu, mniej zagrożeń życia w postaci pędzących ulicami maszyn, mniej zgiełku, brak hord przysiadających na murach i straszących samym spojrzeniem i faktem, że tworzą zgromadzenie o bliżej nieokreślonym celu. Przyjemnie, ale czy autentycznie?
Sąsiedzki klimat w Borgo Orefici
Po Vomero znów zamieszkałam bliżej centrum, nie w sercu miasta, ale blisko, w dzielnicy Borgo Orefici (część dzielnicy Pendino) – tutaj atmosfera była dość spokojna i rodzinna. Wyglądając z okna, zaglądałam sąsiadom do ich domów. Codziennie rano widziałam w jednym z nich półnagiego staruszka, w innym kobietę rozwieszającą na sznurku pranie (kojarzycie te sznurki rozpostarte od okna do okna, wiszące nad głowami przechodniów?). Sama czasem popisowo wywieszałam pranie na zewnątrz, aby poczuć się jak prawdziwa Neapolitanka (choć biorąc pod uwagę to, ile w Neapolu przybrałam na wadze i zgromadzoną starannie warstwę tłuszczu, powinnam chyba powiedzieć Napoleonka!). Moje pranie jednak nie wyglądało nigdy tak efektownie – w plecaku nosiłam zaledwie kilka bluzek, które prałam na okrągło.
Idealne spanko przy Napoli Centrale
Ostatnim punktem, w którym się zatrzymałam, było właśnie to bijące mocnym rytmem serce Neapolu – tuż przy dworcu, bodajże dziesiąte piętro wysokiego bloku mieszkaniowego. Miałam z okna widok na rozciągany każdego dnia ryneczek, dachy innych budynków i wulkan. To było najlepsze lokum, w jakim było mi dane się zatrzymać w Neapolu. Na dodatek był to tani hostel, w którym cały pokój miałam dla siebie – wybrałam górne łóżko tuż przy oknie, aby tuż przed zaśnięciem i zaraz po przebudzeniu móc podziwiać przepiękne krajobrazy.
Kocham piękno, ale w moim dość specyficznym rozumieniu, piękno to też brud i chaos. Tworzy wyjątkową, niepowtarzalną atmosferę. I wspaniałe tło dla zdjęć.
Walące się budynki? Już tam idę! Awangardowa rzeźba z odpadków spontanicznie ułożona przez przechodniów? Świetny materiał na zdjęcia! Brud, nieporządek, starocie, odpadające tynki… Czego chcieć więcej w fotografii ulicznej?
Bezpieczeństwo – fakty i mity, moje doświadczenia i znaleziska w internecie.
Bazując na własnym doświadczeniu, jeśli zapytacie, jakich dzielnic Neapolu unikać, odpowiem: żadnej. W każdej jednak należy zachować ostrożność, jak podczas każdej podróży. I tyle! Ale jeśli bardzo chcecie wiedzieć, gdzie uważać na siebie szczególnie, odnalazłam kilka informacji w internecie.
Dzielnice uchodzące za niebezpieczne:
Napoli Centrale, Piazza Garibaldi, Porta Capuana, podobno też Quartieri Spagnoli, ale moim zdaniem stały się w ostatnich latach tak bardzo turystyczne, że ciężko czuć się tutaj wyobcowanym, nawet o 2.00 w nocy. Internetowe źródła jednak podają, że w niektórych uliczkach można poczuć się nieswojo, więc ostrzegam.
A! Zasłyszane ostrzeżenie od Włochów – zawsze trzymaj swoją torebkę blisko siebie, również drepcząc pustym chodnikiem, bo zdarza się, że kierowca przejeżdżającego ulicą skutera, wyrwie ją z rąk i zniknie z porażającą prędkością.
Wielu z was łączy Neapol z Gomorrą. Co więcej, obawiam się, że niektórzy, oglądając serial o tym tytule, uznali, że dzięki niemu nauczą się włoskiego – nic bardziej mylnego! W Neapolu mówi się dialektem, który w niczym nie przypomina tego podręcznikowego, oficjalnego języka włoskiego. Zresztą język i dialekty to temat na osobny artykuł. Ja nigdy nie skończę pisać o tych Włoszech, z każdym słowem przychodzą pomysły na nowy artykuł, a od zakończenia mojej 3-miesięcznej podróży byłam we Włoszech jeszcze ze 100 razy, więc ta saga nie ma końca. Kammafa (cóż poradzić), jak powiedzieliby Neapolitańczycy.
Ale wracając do Gomorry – mafia nie poluje na turystów, nie jesteś w kręgu jej zainteresowań. Ma ważniejsze sprawy na głowie i trzeba mieć ogromnego pecha, aby znaleźć się po środku jakiejś mafijnej potyczki. Zresztą to nie lata 80., mafia nie wychodzi już na ulicę, aby postrzelać, nie skrzykuje się z ziomeczkami. Mafia to polityka i biznes. Tam, gdzie jest pieniądz i władza, tam jest mafia.
Skakałam po tematach? Tekst jest nieco chaotyczny, nieposkładany? Taki właśnie jest Neapol. Nie musisz dziękować za to niepowtarzalne doświadczenie, które właśnie Ci podarowałam.