Przylatujecie do Palermo i po kilku dniach zwiedzania miasta czujecie potrzebę wyruszenia gdzieś dalej? Na szczęście cała prowincja obfituje w godne uwagi mniejsze lub większe miejscowości, a jedną z nich jest Cefalù, leżące u podnóży majestatycznej skały La Rocca.

Z daleka wydaje się, że skała wręcz wypycha miasteczko do morza. Przede wszystkim jednak rzuca nań cień historii, choćby dlatego, że w czasach bizantyjskich to właśnie tam, ze względów bezpieczeństwa, zostało przeniesione miasto. Jego początki sięgają jednak aż V wieku p.n.e., kiedy to stanowiło ono grecką fortyfikację. Do dziś zresztą na skale można znaleźć jej pozostałości, a także ruiny Świątyni Diany, wzniesionej właśnie przez Greków. Podobnie jak cała Sycylia, również i Cefalù ma złożone zaplecze kulturowe, którą stworzyły liczne ludy tam panujące, m.in. Rzymianie, Arabowie, Normanowie czy Hiszpanie.

Zwiedzanie tego fascynującego miejsca rozpoczęłam od jego centrum skupiającym się przy katedrze. Jej budowę ufundował król Roger II w podzięce za szczęśliwe dotarcie do lądu podczas koszmarnego sztormu.

Po dość krótkiej wizycie w centrum i spałaszowaniu brioche wypchanej pysznym sorbetem cytrynowym (mmm jaki wspaniały, choć krótkotrwały, efekt orzeźwienia!), wyruszyłam na poszukiwanie szlaku prowadzącego do La Rocca. Kręciłam się po uliczkach, często zbaczając z trasy.

W końcu, znalazłam wejście do parku archeologicznego – nie dostaniecie się tam „na dziko”, wstęp jest biletowany i kosztuje 5€. Znalazłam w portfelu kilka monet i ruszyłam w kierunku starszego pana, wypoczywającego błogo w cieniu. Uśmiechnęłam się i już chciałam prosić o bilet, ale zanim wydobyłam z siebie jakikolwiek dźwięk, pan powiadomił mnie, że park jest zamknięty. Zapytałam, dlaczego, ale ten, zamiast odpowiedzieć, wskazał mi tylko palcem żółtą tabliczkę z objaśnieniem, wyciągnął się na krześle i przykrył twarz słomianym kapeluszem. Ta delikatna sugestia „nie przeszkadzaj mi i idź sobie stąd” sprawiła, że szybko się wycofałam. Z tabliczki dowiedziałam się, że park zamknięto ze względów bezpieczeństwa – co „najlepsze” ostatni dzień zamknięcia przypadał właśnie dziś.

Co mnie ominęło? A całkiem sporo – ruiny XII-wiecznego bizantyjskiego zamku, Świątynii Diany, trekking i towarzyszące mu malownicze pejzaże oraz widok na zatokę Morza Tyrreńskiego.

Nie zakończyłam jednak swojej wyprawy nieudaną wizytą na La Rocca. W końcu Cefalù to urocze miasto i warto powędrować jego uliczkami oraz odkryć nieprzetarte dotąd szlaki.

Długo podziwiałam zatokę Morza Tyrreńskiego w samotności. W końcu uznałam, że warto schłodzić się podczas kąpieli w morzu i cieszyć się zachodem słońca w towarzystwie innych plażowiczów.

Nie chciałam stamtąd wracać. Obserwowałam ludzi stopniowo znikających z plaży. Mogłam skupić się na relaksującym szumie fal dobijających do brzegu i dać im się ponieść. Z zadumy wyrwałam się dopiero po kilku godzinach – w końcu nie mogłam przegapić ostatniego pociągu powrotnego do Palermo!

Przeczytaj również:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *