– Dzień dobry, 7 minut temu zarezerwowałam u was pokój – wydyszałam, zrzucając z pleców ciężki bagaż. Starsza Pani spojrzała na mnie z politowaniem, w milczeniu weszła do środka swojego domu i zawołała do kogoś:
– Stefania, dajże tej dziewczynie klucz!
Podeszła do mnie młoda Włoszka z uśmiechem na twarzy. Rozmowę zaczęła oczywiście po angielsku, ale odpowiedziałam jej po włosku i dalej już mogłam dać popis moich umiejętności. Zaprowadziła mnie pod drzwi oddalone o parę metrów, otworzyła je, pokazała całe mieszkanie i wręczyła klucz. Bo to było mieszkanie i to spore – dwupoziomowe! Przez małe okna nie wpadało zbyt wiele światła, ale cieszyła mnie kuchnia i możliwość gotowania 🍲.
Pierwsze co zrobiłam, to bachnęłam się na ogromnym i wygodnym łóżku. Włączyłam klimę – ojjj jak bosko studziła mój zapał do wyjścia na zewnątrz w ten upał. Leżałam tak przez jakiś czas, po czym poderwałam się do góry – w końcu trzeba zobaczyć, co jest w okolicy, no i znaleźć coś do jedzenia.
Wyszedłszy z mieszkania, postanowiłam skierować swoje kroki do bardziej reprezentatywnej części miasta – kilka metrów od mojego lokum ukazał mi się widok wąskiej uliczki schodzącej w dół, a jej zwieńczeniem, niczym wisienka 🍒 na torcie, było morze.
Pamiętacie, jak wybrałam się do Enny, żeby odnaleźć spokój, po czym, po niespełna dobie, pojechałam z trójką nieznajomych do Marsali? No właśnie. Potrzeba spokoju mnie nie opuściła, a ułożyła się wygodnie właśnie tutaj, chyba w jednym z najbardziej zacisznych zakątków Sycylii. Zdawało się, że większość mieszkańców rzuciła wszystko i wyjechała do jakiegoś włoskiego odpowiednika Bieszczad. Gdzieniegdzie pojawiały się pojedyncze osoby, siedzące na krzesłach pod drzwiami i oknami swoich domów – w środku było za gorąco, poza tym zawsze to można poobserwować, kto nowy włóczy się po mieście.
Baza wypadowa do zwiedzania północno-zachodniej Sycylii
Castellammare del Golfo ogólnie nie cieszy się oszałamiająco dużą popularnością wśród turystów. Ich uwagę skrada pobliskie San Vito lo Capo, do którego ściąga masa ludzi ze względu na ogromną, piaszczystą plażę, czy Palermo, tętniące życiem i kulturą. Coraz więcej osób dostrzega jednak zalety Castellammare del Golfo – ciche, urocze miejsce, brak tłumów, piękne widoki i świetna baza wypadowa do podróży po północno-zachodniej Sycylii. Stąd już tylko rzut beretem do Trapani, Marsali, Zingaro, San Vito lo Capo, Scopello, Erice, Segesty, Palermo, czy Wysp Egadi. Wybór hoteli nie jest może zbyt duży, ale da się znaleźć coś w przyzwoitej cenie – w przeciwieństwie do przedrogiego San Vito lo Capo. Jeśli poszukujecie chwili odpoczynku od zgiełku i miejsca, w którym żyje się powoli, dobrze pije i je, to jesteście w domu.
W mojej głowie była jednak tylko jedna myśl, oparta na prostej potrzebie przetrwania. Żołądek kurczył mi się z głodu, nie mogłam kazać mu już dłużej czekać i wybrałam się do sklepu na łowy. Trzeba było pożegnać się, przynajmniej na chwilę, z włoską tradycją słodkich śniadań, odzyskać równowagę i lekkie uczucie na żołądku. No i lżejszą Martę.
W markecie kupiłam kawałek pięknego sera🧀 i prosciutto crudo, a z małego, osiedlowego sklepiku zgarnęłam soczystego melona. No i kawę, rzecz jasna, bo bez niej żyć nie umiem, a w mieszkaniu już wypatrzyłam ogromną mokę, w której ją sobie przyrządzę – olbrzymią jej ilość, nie trzy łyki espresso, chcę się delektować i cieszyć tą goryczą!
Wróciłam do mojego mieszkanka, aby przygotować sobie jedzenie. I wtedy to właśnie zaczęła się seria niefortunnych zdarzeń – wi-fi nie działało, zamykając drzwi od prysznica, zatrzasnęłam je tak, że już nie mogłam otworzyć, a spłuczka się zacięła. Powoli już żegnałam się z luksusem kąpieli i korzystania z toalety, ale na szczęście starsza Pani dała mi numer do swojego syna, obiecując, że wszystko naprawi. W momencie, gdy odłożyłam telefon, po krótkiej rozmowie z Panem złotą rączką, nagle otwarcie drzwi od kabiny prysznicowej stało się pestką, a do toalety zaczęła napływać woda. Nie działało już tylko wi-fi – syn starszej Pani wzruszył jedynie ramionami i powiedział, że mu przykro. Zrobiłam to samo, po czym uznałam, że to w sumie znak – czas na totalne odcięcie. No może nie takie totalne, zawsze pozostawały rezerwy internetu w roamingu i obowiązek napisania wiadomości do mamy, że żyję, mam się dobrze i jest najpiękniej.
Dzień powoli chylił się ku końcowi, ale postanowiłam nie próżnować. To tutaj zaczęłam dla was pisać. Powstał szkic mojego pierwszego tekstu na blogu – pisanego moimi niezgrabnymi paluchami na telefonie.
Ale do brzegu, bo może Czytacze chcą jakichś konkretów.
Zamek nad zatoką morską
Tak mniej więcej można by przetłumaczyć nazwę miasta. I jakby na karteczce sobie odhaczyć to rzeczywiście mamy:
- zamek,
- zatokę,
- morze.
Są? Są. Wszystko się zgadza, nazwa tak wierna, jak pies 🐕, który codziennie czeka na twój powrót pod drzwiami mieszkania, uprzątnąwszy wcześniej wszystkie brudne naczynia po śniadaniu i pościeliwszy twoje łóżeczko.
Ale to nie koniec zamieszania z nazwą. HAHA! HA! Miasto zostało założone przez Arabów, którzy nazwali go Al Madarig – w wolnym i, mam nadzieję, poprawnym tłumaczeniu, miasto kroków. I w sumie też prawda, bo trzeba się troszkę nachodzić, często po schodkach, aby dotrzeć z jednego miejsca w drugie.
Przykładowo z pięknego portu…
…możemy się wydostać wąskimi uliczkami tudzież schodkami, prowadzącymi w górę…
…a dalej przedostać się na targ, gdzie dorwiemy świeże owoce i warzywa…
….później przez Piazza Petrolo…
…do Cala Petrolo i tu znów trzeba pokonać schodki, tym razem prowadzące w dół…
…no i do domku.
Trochę historii – również tej mrocznej
To piękne miasto mieniące się pastelami, wciśnięte między góry i leżące nad morzem Tyrreńskim to istna bajka.
Już w średniowieczu Castellammare del Golfo było portem dla pobliskiej Segesty. Następnie Arabowie wznieśli tu zamek, który został rozbudowany przez Normanów. Swoje cegiełki dokładali kolejni zdobywcy i przyjezdni, dzięki czemu miasto stało się zlepkiem kultur.
W samym zamku mieści się dziś Muzeum etnologiczno-antropologiczne Annalisy Buccellato. Zostało ono założone przez rodziców dziewczynki po jej śmierci. Muzeum jest poświęcone życiu codziennemu na Sycylii – można w nim obejrzeć choćby naczynia czy narzędzia, z których korzystano wiele lat temu. Jest ono częścią Muzeum Wody, w którym można zapoznać się z arabskimi systemami irygacyjnymi. I to za darmo!
Jednakże przyjezdnych interesuje całkiem inny kawałek historii miasta. Ten mroczny, który jeży włosy na głowie. Wchodzimy w pierwszy wątek mafijny na moim blogu.
Musicie wiedzieć, że nie dalej jak kilkadziesiąt lat temu, to piękne, senne miasteczko liczące dziś niespełna 16 tysięcy mieszkańców, było uważane za jedno z najniebezpieczniejszych na Sycylii. W latach 50. co trzeci mężczyzna miał na koncie przynajmniej jedno morderstwo. Ale to nie koniec – nie dalej jak 40 lat temu miasto słynęło z handlu heroiną oraz krwawych porachunków rodzin mafijnych. Aktywnej działalności politycznej lokalnej mafii, przynajmniej oficjalnie i po części, kres położyła akcja policyjna “burza” z 2004 roku, kiedy to rozwiązano radę gminy Castellammare z powodu ścisłych powiązań ze zorganizowaną grupą przestępczą. Aresztowano wtedy 23 członków Cosa Nostra.
Co ciekawe, z Castellammare wywodzi się szereg bossów mafijnych, którzy w latach 20. wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych. Mowa tu o takich figurach, jak Sebastiano DiGaetano, Salvatore Maranzano, Stefano Magaddino, Vito Bonventre, John Tartamella, czy Joseph “Joe Bananas” Bonanno.
Zmiana lokum
Człowiek taki jak ja, zwykły turysta, nie dostrzega gołym okiem śladów przestępczości w Castellammare del Golfo. W głowie ma głównie jego piękno. Czułam, że mogłabym zostać tu na dłużej, aby się wyciszyć, lepiej poznać ludzi – w końcu w tak małym miasteczku to powinno być proste.
Nie zaplanowałam jednak zbyt długiego pobytu, ale ten, który dotąd zarezerwowałam, postanowiłam nieco przedłużyć. Po dwóch nocach znalazłam inny hotel – Da Giacomo Apartments. Był podejrzanie tani jak na swój standard, co jeszcze bardziej zachęciło mnie do dokonania rezerwacji. Przeniosłam się do nowego miejsca – oddalonego o 5 minut drogi na piechotę od mojego dotychczasowego domu.
O dziwo nie przywitał mnie tytułowy Giacomo, a Michela – wspaniała kobieta, rozbawiona, uśmiechnięta od ucha do ucha. Poliglotka, mówiąca w 5 językach – uprzedzam od razu wasze pytania – nie, polski nie był jednym z nich. Przyznała, że niska cena była wynikiem błędu na Bookingu, a mimo to zaproponowała mi nawet lepszy pokój niż ten, który zarezerwowałam – z tarasem i widokiem na morze i góry. Był jeden mankament – brak klimatyzacji. No ale Michela, nie jestem mięczakiem, dla tego widoku jakoś się przemęczę!
I dobrze, bo było to jedno z najprzyjemniejszych doświadczeń. Z wysoka mogłam podglądać sąsiadów, w tym rodzinę Micheli, dzieciaki bawiące się beztrosko na podwórku, bliskich biesiadujących w ogrodzie z butelką wina i przy suto zastawionym stole. Ja zresztą też jadłam pyszności.
Gdy nastawał późny wieczór mogłam już zatopić się w ciszy i spokoju. Moja niespokojna głowa wreszcie odpoczywała od pędzących myśli. I znów, bez wi-fi i dostępu do informacji z zewnątrz, wypoczywa się lepiej.
Planowałam już jednak kolejny punkt na swojej trasie. Do zobaczenia w poście o Scopello!
P.S. Nie zapomnij zajrzeć do galerii zdjęć, napracowałam się 😉
Galeria Castellammare del Golfo