Uwielbiam zgiełk, życie w mieście, to że zawsze coś się dzieje. Ale co jakiś czas bycie w ciągłym ruchu i w zatłoczonych miejscach, szczególnie podczas podróży, gdy nie mogę odpocząć w cichym zakątku swojego domu, po prostu mnie męczy. I pomyślałam sobie, przy tysięcznej strużce potu spływającej mi po plecach, „ehh przydałoby się trochę chłodu i samotności”. Naprawdę, ściąganie na siebie uwagi innych ludzi jest dla mnie dokuczliwe. To, że w Katanii nigdy im się buzie nie zamykają i nie przestają za mną wołać, czy zapraszać na kawę. Poza tym potrzebuję też pobyć sama, zderzyć się z własnymi myślami. I choć te negatywne mogą być ciężkie do zniesienia, to warto podjąć z nimi walkę.
Tak więc po ponad tygodniu spędzonym w mieście uznałam, że najlepszym miejscem na porzucenie negatywnego ehh jest odwiedzenie największego wroga Katanii – Etny. I, nie zdradzając jeszcze szczegółów, nie będzie to jedyne miejsce na „E”, które da mi wyśniony odpoczynek od męczącego ehh.
Ruszyłam więc z plecakiem wypełnionym przekąskami, butelkami wody i cieplejszymi ubraniami na Piazza Giovanni XXIII, skąd codziennie odjeżdża autobus AST w kierunku Rifugio Sapienza. I, uwaga uwaga, dziennie jest tylko jeden w tamtym kierunku o 8.15 i potem jeden powrotny o 16.15, tak więc na zwiedzanie Etny pozostaje niecałe 6 godzin (autobus jedzie około dwóch). Bilet w dwie strony (andata e ritorno) kosztuje 6,60 euro i można spokojnie kupić go u kierowcy. Wsiadłam do autobusu, oczywiście w maseczce, jest to wymagane w transporcie publicznym. Był prawie pełen turystów z różnych krajów, spragnionych nowych wrażeń. Pomyślałam sobie, że może ktoś też szuka tego samego co ja – spokoju. Swoją drogą szukanie spokoju na aktywnym stratowulkanie może wydawać się dziwne. Hmm… wszystko z Tobą w porządku, Marta?
W połowie drogi autobus zatrzymał się na pół godziny przerwy kawowej – a więc stąd aż dwugodzinny kurs! Mógłby trwać krócej, ale przecież bez trzeciego espresso o poranku kierowca słaniałby się na nogach.
Dojechaliśmy na miejsce chwilę po 10.00. Rifugio Sapienza znajduje się na wysokości 1920 metrów n.p.m. i już stamtąd można podziwiać widoki na okolicę, w pobliżu znajdują się też sklepy z pamiątkami i restauracje. Ogólnie nic specjalnego, z wyjątkiem kraterów Silvestri.
Z Rifugio Sapienza można wjechać dalej na Etnę kolejką linową, czy samochodem terenowym, jest również opcja uczestnictwa w zorganizowanej wycieczce z przewodnikiem, który zabierze Was do serca Etny. Marta, która lubi wszędzie chodzić i oszczędzać pieniądze, wybrała oczywiście inną opcję – tę na piechotę.
Od razu ostrzegam, że przydadzą się Wam pełne buty trekkingowe, czy chociaż sportowe – wiem, niby oczywista oczywistość, ale wciąż pamiętam wycieczkę szkolną do Włoch sprzed około 15 lat, podczas której to moja nauczycielka postanowiła wejść na Wezuwiusza w koturnach, na dodatek takich bez zapięcia. O dziwo krzywdy sobie nie zrobiła i z pewnością zadała szyku, więc chyba osiągnęła swój cel! Nawet jeśli potem całe stopy miała brudne od popiołu.
Wracając jednak do mojej przygody z Etną, to muszę Wam powiedzieć, że w górach jest coś, co mnie zawsze uspokaja, nie mówię tutaj o zatłoczonym szlaku na Morskie Oko w Bożocielny długi weekend, a o górach, które nie są aż tak uczęszczane, które dają spokój, przestrzeń na refleksję i kojący wiatr na plecach. Gdy wysiadłam z autobusu w Rifugio Sapienza, już mogłam to wszystko poczuć, a był to dopiero początek. Byłam jeszcze daleko od najważniejszego punktu tej wyprawy.
Etna jest najwyższym wulkanem w Europie i jednym z najaktywniejszych na świecie. Sięga 3340 metrów n.p.m. Tak na oko, bo każde źródło podaje inną wartość, poza tym ciągle się ona zmienia i, tak naprawdę, przez jej wzmożoną aktywność nikt nie jest w stanie zagwarantować, że to właśnie tyle w tym momencie. Etna ma 4 główne kratery i około 270 nieaktywnych, znajdujących się na zboczach. Wulkan nie raz już zagrażał mieszkańcom okolic, erupcje występują regularnie, ale już nie są tak katastrofalne w skutkach jak ta z 1669 roku. Ponadto jego aktywność jest bardzo szczegółowo monitorowana, a jeśli macie ochotę, możecie sobie podejrzeć Etnę tutaj: https://www.skylinewebcams.com/en/webcam/italia/sicilia/catania/vulcano-etna-sud.html
Przeszłam obok stacji kolejki linowej i udałam się na pieszy szlak. Jeśli chcecie, możecie podążać też drogą dla samochodów, będzie dłużej, ale mniej stromo. Ja trzymałam się tej dla pieszych, chciałam się zmęczyć, wyrzucić z siebie przy tym różne frustracje, zarówno dotyczące podróży samej w sobie, jak i te życiowe.
W pierwszej fazie słońce nadal mocno dawało się we znaki, ale powietrze było przyjemnie chłodne. Szłam pod górkę, mijając pojedyncze krzaczki, uschnięte rośliny i co jakiś czas oglądając się za siebie, żeby móc podziwiać widoki. Okolice Etny nie były tego dnia jakoś specjalnie widoczne, ale nadal piękne.
Po jakiejś godzinie dotarłam na górną stację kolejki (2500m), gdzie było już znacznie więcej ludzi, przygotowujących się do dalszej podróży, czy to samochodami, czy pieszo. Krajobraz stawał się coraz bardziej księżycowy, coraz rzadziej można było dostrzec jakiekolwiek rośliny.
Ruszyłam dalej, chcąc odkryć jeszcze więcej. Nie miałam jakiegoś specjalnego planu co do zwiedzania, obiło mi się o uszy coś o Torre del Filosofo (Wieży Filozofa) i oczywiście o Cratere Centrale (Kraterze Centralnym).
Po wykonaniu dosłownie kilkuset kroków przysiadłam jednak, aby podziwiać widok na Etnę. Włączyłam muzykę, założyłam słuchawki, z plecaka wyjęłam nieco zgnieciony iris (bardzo słodką bułkę z kremem), który dzisiaj był moim śniadaniem.
Wiatr przyjemnie smagał mnie po plecach, ale robił się coraz silniejszy, więc założyłam kurtkę i poszłam dalej, żeby się rozgrzać. Pamiętajcie, że różnice temperatur między Katanią a Etną o tej porze roku mogą być bardzo duże – nawet ponad 20 stopni, więc zanim się tutaj wybierzecie, przygotujcie się.
Włóczyłam się bez większego celu, byłam już trochę zmęczona tego dnia. Krążyłam po okolicy i podziwiałam to wszystko, co widzicie na poniższych zdjęciach. TO. Właśnie to, co tak bardzo w wulkanach fascynuje – widoki jak nie z tej ziemi, lekkie poczucie grozy, a przynajmniej wielkiego szacunku do natury, że stworzyła coś tak pięknego, a jednocześnie nieprzyjaznego.
Patrzyłam też na ludzi, którzy robili sobie zdjęcia. Muszę Wam powiedzieć, że ja okropecznie nie lubię oglądać siebie na zdjęciach. Jestem mistrzynią dziwnych min i często wyglądam jak istota z obcej planety. Może dlatego tak lubię wulkany, bo mamy coś wspólnego – wyglądamy nieziemsko.
Może by tak zobaczyć ten Krater Centralny?
Poszłam w tamtym kierunku, podążyłam za busami, żeby się nie zgubić. W pewnym momencie zatrzymał mnie jakiś Pan z informacją, że dalej to już nie przejdę, bo oni kręcą film i moja mała osóbka może wszystko zniweczyć. No ale Panie, spójrz Pan tylko na ten szeroki wachlarz ekspresji, który mogę zaprezentować, na pewno przydam się jako statystka – uśmiechnęłam się najszerzej jak umiałam, widok jednak musiał być zniechęcający, bo Pan nie dał się namówić. Odeszłam więc, zrezygnowana. Dalej uznałam, że może zobaczę Torre del Filosofo. Na tym szlaku już od samego początku poruszanie się było dość trudne – nogi zapadały się w piachu i popiele, każdy krok był wyzwaniem. Po jakimś czasie znów objawiła mi się postać, niczym w szarej długiej szacie, z wielkim kapeluszem na głowie i laską w ręku. „You shall not pass!!!” Spytałam więc tego mędrca, dlaczego, co tam kręcą. On na to że nie może powiedzieć. A wiedział na pewno, w końcu Gandalf wie wszystko. No dobra. Jak nie to nie. Powłóczyłam się jeszcze za innymi ludźmi, uznałam, że na pewno wiedzą, co robią i dzięki nim zobaczę coś fajnego. Robiło się już późno, a ja poruszałam się bez większego pośpiechu. Zastanawiałam się, jaki film mogliby tutaj kręcić. Mission Impossible? Tytuł chyba pasuje do tego miejsca. A może po prostu jakiś film dokumentalny? Kto ich tam wie. Tak czy tak poczułam się trochę zdyskryminowana, gdyż samochody mogły spokojnie przejeżdżać, a piesi nie mogli już przejść. Miałam oczywiście opcję wejścia na inny krater, widziałam kilka wcześniej, ale poświęciłam już sporo czasu na moje bezowocne wycieczki i powoli musiałam kierować się do autobusu, żeby go nie przegapić. Nie przeszkadzało mi jednak to, że nie zobaczyłam krateru, czy Torre del Filosofo. Wszystko, co widziałam dokoła, zachwycało mnie. Przypominało mi też Islandię, a to dobre wspomnienie. Kiedyś może Wam o nim trochę opowiem.
Tymczasem moja wizyta na Etnie dobiegała już końca. Musiałam powoli kierować swoje kroki do Rifugio Sapienza. Uznałam, że zejdę po części drogą dla samochodów. Z każdym krokiem krajobraz stawał się coraz mroczniejszy, niebo zachodziło ciemnymi chmurami, nie było już widać słońca. Nie macie pojęcia, jak strasznie ta atmosfera mi się podobała, znów mogłam poczuć się jak w kompletnie innym miejscu, a wszystko to zaledwie 40 kilometrów od gorącej i słonecznej Katanii.
Przed wejściem do autobusu mogłam jeszcze posiedzieć sobie na ławeczce i nacieszyć się ostatnimi chwilami w ciszy i chłodzie. Przed powrotem do tego kotła, który czekał mnie w wielkim mieście.